Nie wiem czym jest to spowodowane, ale często zdarzają się sytuacje, gdy dorosły człowiek dosłownie cofa się w czasie do wieku, kiedy był dzieckiem. Dzieje się tak wtedy, jak poczujemy zapach jakiejś potrawy z dzieciństwa (np. zapach ugotowanego szpinaku „przenosi” wielu z powrotem do przedszkola), smak kompotu przypomina nam wakacje u babci, odgłos jadącej ciuchci ”cofa nas” w przeszłość, gdzie wyjazdy na wakacje były rzadką, ale bardzo wielką przygodą zapamiętaną do dziś. Wielu z nas, chyba nawet każdy ma zakodowane w swoim umyśle (a może jest to dusza?) zmysły, które działając w swój magiczny sposób stają się maszyną do przenoszenia w czasie.
Pamiętam, że będąc dzieckiem nie miałam wielu zabawek. Ba, nie miałam prawie żadnych. Posiadałam jedną lalkę – krakowiankę. Ruda w kolorowym ubranku, z wianuszkiem na głowie i cekinami na fartuszku. Bawiłam się nią bezustannie. Liczyłam koronki przy sukience, nazywałam kwiatki po imieniu. Cekiny, które miała przy fartuszku mieniły się różnymi kolorami. Pamiętam jak cały czas przecierałam je swoim małym paluszkiem, aby nie traciły blasku i ciągle się mieniły.
Pewnej gwiazdki spotkała mnie niebywała niespodzianka. Właściwie, to nie była niespodzianka. Spotkało mnie największe szczęście jakie może sobie wyobrazić dziecko w wieku czterech lat, mające na stanie do zabawy jedynie jedną lalkę. Dostałam konika na biegunach. Mojemu zadowoleniu nie było końca. Dosłownie płakałam ze szczęścia. Jeździłam na tym koniu całymi dniami, karmiłam go, poiłam, czesałam. To był tylko mój konik i nikt nie miał prawa go tknąć. Tak bardzo zaangażowałam się emocjonalnie, że nie odstępowałam go na krok – ja nawet spałam z tym zwierzątkiem.
Dziś jestem dorosłą kobietą, mam swoje dzieci, które też miały i mają własne zabawki konie. I choć zapewne są to fizycznie ładniejsze okazy, niestety to już nie są te same zabawki. Mój konik był wyjątkowy, kochany, jedyny w swoim rodzaju. Miał imię, stajnię otwieraną na dzień i zamykaną na noc. Co dzień klepałam go na powitanie, opowiadałam mu swoje sny. Moje i nie tylko moje dzieci mają dziś taki przesyt zabawek, że żadna z nich nie jest dla nich szczególnie ważna. No, może zdarzy się jakaś przytulanka do snu, jakiś poszarpany kocyk czy poduszeczka. Uważam jednak, że jest to raczej przejściowe i przemijające. Chciałabym, aby dzisiejsze dzieci w swojej dorosłości miały również takie wspomnienia jak ja. Chciałabym, aby zapach gotowanego szpinaku „przenosił” je z powrotem do przedszkola, kiedy będą miały po 30 lat. Chciałabym, aby na wspomnienie zabawki, „przeniosły” się do swojego małego pokoiku na poddaszu. Niestety tak się nie stanie. Szpinak, który nasze dzieci jedzą (lub nie), najczęściej jest pozbawiony jakiegokolwiek aromatu, a zabawkowe konie nie mają swoich imion. Jednak warto wpajać im od najmłodszych lat, żeby zawsze wiedziały i pamiętały o wartościach, które raz nabyte nigdy nie przeminą. Warto dzieci uczyć szacunku, troski o drugiego człowieka, a przede wszystkim miłości, która jest wieczna.